Po
34 godzinach jazdy autobusem, dotarlam do Broome, miejscowosci,
polozonej na zachodnim wybrzezu. Na poczatku nie bylo lekko,
ale po 10 godzinach siedzenia przyzwyczailam sie i bylo mi wszystkjo
jedno. Zreszta mialam bardzo sympatyczna kompanie - obok mnie
siedziala 16 letnia dziewczynka, (niezwykle dorosla, jak na
swoj wiek), za nami dwie aborygenki z dziecmi.
Rozmowa toczyla sie
w sumie cala noc. Bo ja zainteresowana Aborygenami, a one bardzo
chetnie opowiadaly mi rozne historie z ich zycia. Niektore straszne,
niektore smutne i bardzo prosily bym nie interesowala sie Aborygenami
z pustyni. Mezczyzni z pustyni moga uzywac magii i przez co
moga byc niebezpieczni. Obie Aborygenki, ktore spotkalam, wychowuja
dzieci, pracuja, ich mezawie rowniez. Obie inteligentne, z duzym
poczuciem taktu. Ich dzieci czyste, grzeczne i bardzo slodkie.
Uwazam, ze obrazek obdartego Aborygena jest troche przypisany
na wyrost. Mozna spotkac roznych Aborygenow, tak samo jak mozna
spotkac roznych Polakow.
Dojechalam do Broome
wieczorem, wiec szybko wzielam prysznic i poszlam spac. Spalam
chyba 20 godzin. Kiedy sie obudzilam, przetarlam oczy, zrozumialam
ze jestem w raju. W moim hostelu Broome's Last Resorts, atmosfera
bardzo relaksowa. Ludzie chodza na bosaka, sacza browary, sluchaja
muzyki i cwicza sie w konwersacji. Co innego mozna robic.
Mieszkam w 6 osobowym pokoju z dziewczyna z UK, Szwecji, Indii
i 70 letnia Australijka, ktora przyjazdza do tego hostelu co
roku na 6 miesiecy, bo klimat Broom jej sluzy. Towarzyszy jej
syn.
Miasteczko Broome jest
najbardziej urocza dziura, w jakiej kiedykolwiek bylam. Dwia
ulice na krzyz, Chinatown z chinskimi restauracjami i kilkoma
sklepami. Palmy, trzy hostele i pelno mlodych ludzi na ulicach.
Aborygeni przygladaja sie wszystkiemu z boku. Wieczorem siedza
na trawnikach w grupach. Wyglada to troche niebezpiecznie, ale
w rzeczywistosci zadnemu turyscie nic sie nie stalo. Pytalam
w recepcji.
Wczoraj plywalam w
oceanie. Woda ciepla jak w basenie, fale cude, raz duze, raz
male, czysty piasek. Spieklam sie okrutnie, mimo kremow i protektorow.
Bardzo przyjemne sa
wieczory w hostelu. Wszyscy spotykamy sie przy barze, puszczamy
muzyke z grajacej szafy. Sa tance, spiewy i duza dawka sympatii.
Duzo Japonczykow, kilka osob z UK, kilka z Niemiec i Holender
- dusza towarzystwa, dzieki niemu wieczory sa na prawde ciekawe.
Ludzie w roznym wieku od 18 do 70 lat. Troche odsunelam sie
przez to od celu mojej podozy. Jeszcze nie skontaktowalam sie
z Aborygenami, na ktorych Pat Torres dala mi namiar.
Ale zabawa tez jest
mi potrzebna. Koncze bo jeszcze nic nie jadlam i ludzie czekaja
na mnie, bo dzis znow jedziemy nad ocean.
Pozdrawiam z rozplywajacego
sie w upale i relaksie Broome.